Aktualności

Relacja – Mobility Projects by Universal Mobility SL, Valencia, Spain

13.01.2023 Studenci/Doktoranci

valencia_traineeship_erasmus_2021-2022.jpg

 

Erasmus+ Traineeships – Walencja, Hiszpania

Sprawozdanie z mobilności w ramach programu Erasmus+

Moje sprawozdanie będzie dotyczyło wyjazdu na praktyki studenckie w dniach 1.04 – 30.05 do Walencji w Hiszpanii. Firma, w której odbywałem staż, nazywa się Universal Mobility. Jest to przedsiębiorstwo prywatne, zajmujące się pośrednictwem pracy oraz branżą turystyczną. Co ciekawe Universal został założony przez Polkę oraz Rumuna, a wśród pracowników można odnaleźć wszystkie narodowości. Sam w trakcie pracy w biurze w Walencji poznałem kilka Rumunek, Czeszkę, Belgijkę, Słowaczkę, Anglika, Serbkę, Wenezuelkę, Włoszkę oraz kilka Polek. Wiele z tych osób było też poliglotami, np. koleżanka Alex z Belgii, która jest nativem we francuskim, holenderskim i greckim, a także mówi po angielsku i hiszpańsku. Można więc sobie tylko wyobrazić, w jakim tyglu kulturowym przyszło mi pracować przez te dwa miesiące. Było to niesamowite doświadczenie, słyszeć cały czas taką ilość języków, a podsumowaniem wprowadzenia w klimat naszego biura niech będzie słowo „mesclado”, które stało się naszym inside jokiem i świetnie oddawało formułę pracy naszej organizacji.

Jak już wcześniej wspomniałem, Universal funkcjonuje przede wszystkim w dwóch sektorach. Pierwszym z nich jest pośrednictwo pracy, ale nie dla wszystkich, a konkretnie dla osób, chcących odbyć mobilność w ramach programu Erasmus+. Są to zazwyczaj uczniowie starszych klas techników i zawodówek, którzy przyjeżdżają do Hiszpanii (ale nie tylko, bo jedno biuro jest we Włoszech) odbyć staże w najróżniejszych firmach. Często są to warsztaty, sklepy lub gastronomia, ale czasem również praca biurowa (np. dla informatyków). Odbywa się to na takiej zasadzie, że szkoła tych uczniów otrzymuje fundusze z Unii, a następnie przekazuje je Universal, które nimi dysponuje. Firma organizuje takiej grupie nocleg, wyżywienie, transport miejski, no i oczywiście porozumienie z pracodawcami, u których młodzież odbywa praktyki.

Drugim filarem działalności Universal jest branża turystyczna, ale znowu nie jest to zwykłe biuro, w którym można wykupić wczasy all inclusive. Firma obsługuje wyłącznie te grupy, które przyjechały na staże. Młodzież bowiem ma zazwyczaj tylko pół etatu, a nauczyciele, którzy z nimi przylatują, w ogóle mają większość czasu wolnego, w związku z tym organizowaliśmy im wiele różnych atrakcji. Do podstawowych należały: welcome tour, city game, trip to oceanografico, trip to bioparc. Tych aktywności właśnie dotyczył nasz główny zakres obowiązków. Oprowadzaliśmy ludzi po Walencji, mówiliśmy gdzie można tanio i smacznie zjeść, jak korzystać z metra, czy kiedy pójść do muzeum, żeby było za darmo.

Często też grupy wykupywały u nas dodatkowe wycieczki autokarowe. Wtedy jechaliśmy jako przewodnicy, nierzadko do miejsc, w których sami nigdy wcześniej nie byliśmy, aby tam oprowadzać. Było to niezwykłe doświadczenie, wymagające od nas stażystów dużych kompetencji w obszarze improwizacji i sprawnego reagowania na zastaną sytuację. Grupy nie miały wielkich wymagań, co do opowieści na tematy historyczne, ale jako że jestem miłośnikiem historii i architektury, zawsze starałem się przygotować wcześniej lub po prostu poczytać o danym miejscu już w drodze, by potem móc „sypnąć z rękawa” kilkoma ciekawostkami. W trakcie tych dwóch miesięcy odbyliśmy wycieczki do: Alicante, Cuenci, Murcji i Cartageny oraz rejs na Tabrcę.

Po półtora miesiąca w Walencji i kilka dni po wycieczce do Alicante zaproponowano mi delegację do naszego biura w tym mieście. Miałem tam pojechać tylko na osiem dni, ale ostatecznie zostałem czternaście. Ten czas był niezwykły pod każdym aspektem. O ile w Walencji pracowałem między cztery a sześć godzin dziennie, pięć dni w tygodniu, o tyle w Alicante „zasuwałem” dziesięć do dwunastu godzin codziennie przez wszystkie dni. Jadąc tam, niczego się nie spodziewałem. Dochodziły mnie co prawda głosy od stażystów, którzy byli tam wcześniej, ale byłem przekonany, że przesadzają. Okazało się na miejscu, że biuro jest dopiero na etapie powstawania i że sporo rzeczy musimy sami zorganizować. Nikt nam nie pomagał, ale wszystkie polecenia otrzymywałem na Watsappa od menedżerki z Granady i ostatecznie udało się rozwiązać początkowe problemy.

Ten stan rzeczy, kiedy byłem tam sam z jeszcze tylko jedną stażystką z Rumuni i opiekowaliśmy się sześcioma grupami z Polski, Rumuni i Czech, trwał tylko trzy dni, a potem przyjechała kadra menedżerska z Walencji i Granady. Te trzy dni nauczyły mnie jednak bardzo dużo, a z perspektywy czasu mogę się pochwalić, że niczego poważnego nie zawaliliśmy wtedy z Iulią i daliśmy z siebie wszystko. Kolejne dni to nadal była ciężka praca, ale wśród sympatycznych ludzi czas mija przyjemnie. Do pracy przyjęto Eli, która już po czterech dniach została mianowana szefem w Alicante. Bardzo się polubiliśmy i dzisiaj to właśnie ona załatwia mi mieszkanie tam na miejscu i będzie mi pomagać w przeprowadzce. Dostałem bowiem angaż i zamierzam się przeprowadzić do tego cudownego miejsca. Na pewno czeka mnie tam mnóstwo pracy, ale wiem, na co się piszę i uważam, że zdecydowanie gra jest warta świeczki.

Zresztą trudności przytrafiały mi się nie tylko w pracy, ale też poza nią. Musiałem sprostać np. takiemu wyzwaniu jak zapewnienie sobie mieszkania, bo wyjazd organizowałem na ostatnią chwilę i pojechałem, nie wiedząc gdzie będę mieszkał. Pierwszą noc spędziłem w bardzo podłym hostelu, a następnego dnia porozumiałem się z jakimś Hindusem i poszedłem oglądnąć pokój w jego mieszkaniu. W ten sposób już kilka godzin później wprowadziłem się do mieszkania, którego standard można by opisać stwierdzeniem „absolutne minimum”. Z tego powodu jadałem poza miejscem zakwaterowania, ale też np. wolałem korzystać z pralni publicznych. Przytrafiały mi się też takie sytuacje, jak np. kradzież laptopa, ale ostatecznie z wszystkimi tymi trudnościami sobie poradziłem i uważam to za trudną, ale niezwykle rozwijającą i kształtującą charakter przygodę.

Ostatni akapit poświęcę sprawom bardziej prywatnym, bo przecież Erasmus to nie tylko praca. W trakcie wyjazdu poznałem wielu wspaniałych ludzi. Byliśmy ze znajomymi na dwóch wycieczkach górskich. Pływaliśmy łódką po jeziorze w Albuferze. Jedliśmy paellę w miejscu, w którym została wymyślona. Byliśmy na festiwalach wina i paelli. Spędzaliśmy wiele czasu na plaży i bardzo dużo jeździliśmy na rowerach (zamiast korzystania z metra). Brałem udział w typowej hiszpańskiej domówce i miałem okazję poznać całą grupkę Francuzów piknikujących wieczorem na plaży. Odbyłem wiele rozmów, zawsze dopytując o sytuację w danym kraju, z którego pochodził rozmówca. Osłuchałem się też z językami, oczywiście hiszpańskim, ale też rumuńskim i czeskim, z którego coraz więcej zaczynam rozumieć. Jednak chociaż mieszkałem u Hindusa i codziennie budził mnie telewizor z puszczonymi hitami bollywood, język indyjski pozostaje dla mnie absolutnie niezrozumiały.

W trakcie wyjazdu poznałem osoby, które bardzo mnie zainspirowały do innego stylu życia. Wielu młodych staje się w dzisiejszych czasach digital nomadami, czyli osobami, które pracują zdalnie i dzięki temu mogą to robić z każdego zakątku świata. Wszyscy opowiadają zawsze o swoich krajach z sentymentem, ale jednocześnie czują się obywatelami Europy (a może i świata). Jednym z naszych kolegów był Czech, który podróżuje od paru lat i zmienia miasto co dwa miesiące, a pracuje w branży IT. Inną osobą była Polka, która, mimo że mieszka w Walencji, to studiuje w Anglii, a pracuje w Singapurze, ucząc chińskie dzieci angielskiego. Rozmawiałem też sporo ze swoimi menedżerkami, dzisiaj koleżankami z firmy, zwłaszcza Agnieszką i Margaretą (druga z nich nawet studiowała na naszej uczelni). Opowiadały mi o tym, jak to jest się wyprowadzić za granicę, jak organizowały sobie życie w Hiszpanii, uczyły się języka i poznały swoich mężów.

To już był mój drugi Erasmus i nie jest on dla mnie tym, na co kreują go marketingowcy, zawsze przedstawiający na ulotkach roześmianych studentów w trakcie imprez i zabawy. Oczywiście jest to jeden z aspektów, ale służył mi on jedynie do poznawania ludzi i uczenia się języka. Dla mnie Erasmus jest przede wszystkim szkołą życia. Programem, dzięki któremu nauczyłem się samodzielności, udowodniłem sobie i bliskim, że potrafię być zaradny i dać sobie radę w różnych warunkach. Poprawiłem nie tylko kompetencje językowe, ale przede wszystkim swoją pewność siebie i wiarę w to, że można spełniać marzenia. Jestem przekonany, że dzisiaj świat naprawdę nie ma granic i zapewniam całym sobą, że Erasmus to najlepsza przygoda, jaka mnie dotychczas spotkała w życiu.

 

Michał Firlit
Instytut Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej UPJPII

 

fundusze.png

reczpospolita.png

malopolska.png

ue.png

This website uses cookies. We use cookies to ensure that we give you the best experience on our website.

Zapisano